piątek, 13 marca 2015

Rozdział 7

Brennedith
 Jedna z nich była młodsza o długich blond włosach z dwoma cienkimi warkoczykami. Miała drobną i łagodną twarz oraz długie szpiczaste uszy. Miała na sobie srebrną zbroję, naramienniki i skórzane buty. Na plecach był kołczan ze strzałami, a w prawej ręce łuk. Druga miała szare długie włosy i również drobną twarz. Jej usta były intensywnie czerwone, a oczy błękitne. Miała na sobie jakąś ciemnoczerwoną zbroję oraz srebrne buty, nagolenniki i naramienniki. Na plecach miała tarczę, a za pasem miecz.
 - To Alex - wskazała na tą z mieczem - A to Meaglacarwen.- Kiwnęła głową na blondynkę.
- Czemu ta... no, ta na M... Meacośtam... Ma dziwne uszy? - spytał Thiren.
- Meg, w skrócie. To nie jest chyba najistotniejsze. - Odpowiedziała mu blondi.
- A czemu w ogóle nam o tym powiedziałaś? - Zwróciłam się do Assumi. Przecież mogła to wszystko utrzymać w tajemnicy. Nie musiała nam tego mówić.
- Nie umiem kłamać przyjaciołom. Lepiej mi idzie z obcymi - rzuciła znaczące spojrzenie Alex. - I tak byś to odkryła. Jak wróciłam, drzwi były otwarte na oścież, a zostawiłam przymknięte.
Zarumieniłam się.
- Czyli... w Kolonii jest portal, który prowadzi do innego świata i ty nam o tym powiedziałaś...
- Myślałam, że nie było mnie tydzień... Ale i tak poznaliście by  prawdę.
- A w ogóle co to za kraina? I są tam jakieś potwory do zabicia? - Zapytał Gorn.
- Ta kraina nazywa się Ancaria i tak. Jest tam sporo potworów do zgładzenia. - Odpowiedziała mu Alex. - Gobliny, lodowe gobliny, orki, umarlaki... Sporo tego. Są jeszcze smoki.
- To jest wyzwanie dla prawdziwego najemnika! Taki smok...
- A jest jakaś ciężka sytuacja w Ancarii? - spytał Milten.
- Podsumowując: Król jest umierający, na jego syna czyha DeMordey, Orkowie nachodzą królestwo... Tak, ciężka. - Podsumowała Alex.
- A jest jakiś główny problem? - dalej dopytywał Milten.
- Shaddar. On jest głównym problemem. To upadły elf, który zginął, ale przed śmiercią wezwał do naszego świata demona, który wymknął mu się spod kontroli i go zabił. Teraz ten demon sieje spustoszenie, ożywiając zmarłych. Nie jest różowo.
- W porównaniu z wami mamy większe szanse. - Stwierdził Aldor.
- I tak to się kupy nie trzyma.- Zauważyłam.
- Za moich czasów było gorzej... - zadumała się Alex.
- Za jakich twoich?
- Nie będę was jeszcze straszyć - uśmiechnęła się.- Ale pytanie jest takie, czy będziecie chcieli zwiedzić kawałek tego świata? Bo my tu na chwilkę zostajemy, ciesząc się wakacjami. - Spojrzała na Meg.
- Ja tam z wielką chęcią pokonam smoka - uśmiechnął się Gorn.
- Zakładam, że są tam jacyś magowie... - zaczął Milten.
- Tak. - odpowiedziała mu Assumi.
- No to idę.
- Ja... tak w sumie... oprócz snu nie mam nic ciekawego do roboty - zgodził się Diego.
- Ja nie idę, nie chce mi się - odezwał się Lester.
- Bo ziele jest ważniejsze do wypalenia. - Uśmiechnęłam się.
- A ty, Brenn? - spytała mnie Assumi.
- Ponoć ciekawie, smoki, orkowie, demony... Co mnie jeszcze tam czeka. - Zaśmiałam się.
- Ja z Aldorem nie idziemy - oświadczył Thiren.
- Dobra, jutro wieczorem? - Spytała Meg.
- Pasuje - odrzekli wszyscy.
- To ja idę na polowanie - odezwała się Alex i wyszła z kotlinki.
Zdziwiło mnie to. W ogóle... wszystko mnie zdziwiło. Ancaria... Może nauczą mnie nowych zaklęć!
Wszyscy rozeszli się w mgnieniu oka, nawet Aldor i Thiren szybko zasnęli. Meg położyła się pod drzewem, a ja podeszłam do Assumi.
- Nie powiedziałaś mi wszystkiego.
- Czego ci nie powiedziałam?
- Swojego dzieciństwa.
Znieruchomiała.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
Odwróciła i poszła do jaskini.
- A co było w tym liście? - zawołałam.
- Śmierć mojego ojca - spojrzała na mnie ze smutkiem i poszła do jaskini.
*****************************************
Napisałam! Krótkie jakieś... ale za dwa, a może przy następnym, będzie dłuższy. Trzeba będzie znowu Sacreda ściągnąć, bo z pamięci nie napiszę XD Opinię chcę widzieć w komentarzu.

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 6

Assumi
- Trzeba będzie jakoś wyjaśnić ten tydzień zniknięcia - mruknęłam, przechodząc przez portal.
Brenn na pewno się o mnie martwiła, a reszta mogła być niespokojna. Ruszyłam w stronę lasu, który ciągnął się od Starej Kopalni do Starego Obozu. W połowie lasu usłyszałam rozmowę Brennedith z tym... no... jak on to miał na imię?
- ... Nie miej Thirenowi za złe dzisiejszego... spaceru - mówiła do nowego. - Bardzo się stara, ale jeśli w polu widzenia nie ma żadnych budynków, natychmiast traci orientację. Ma tak odkąd walnął w Barierę.
- Jak to "walnął w Barierę"?! -zdziwił się Nowy.
- No... nie dosłownie, ale był bardzo blisko. Wpadł kiedyś na genialny pomysł wydostania się z Kolonii. A do tego Gorn i Diego mu pomogli... Dobrze, że skończyło się na drobnych urazach i orientacji przestrzennej.
- O rany... i tak miał spore szczęście!Miałem się ciebie o coś spytać... Znasz jakąś Assumi?
- Nie widziałam jej od wczoraj, a co?
Od wczoraj? Ale mnie tydzień nie było. Co to do cholery ma znaczyć?
- Strażnik dał mi coś dla niej... - mówiąc to, wyciągnął zwitek papieru. Serce zabiło mi szybciej.
- Mogę jej to przekazać.
- Niepotrzebnie, Brenn - powiedziałam, wychodząc do nich.
- Gdzie ty wczoraj wieczorem byłaś?
- Daleko - mruknęłam, biorąc list. - Jest dzisiaj kolacja?
- Tak.
- To muszę na niej wam coś powiedzieć.
Zauważyłam w oczach przyjaciółki dziwny błysk... radości?
- To widzimy się na kolacji - uśmiechnęła się i z nowym ruszyli przed siebie.Czegoś zapomniałam powiedzieć...
- A, uważajcie na...
Rozległ się krzyk nowego skazańca.
- ...dziurę -dokończyłam cicho i poszłam.
***
Brennedith
Był już wieczór. Siedzieliśmy wokół ogniska. Czekaliśmy jedynie na Diega, Gorna, Miltena i Assumi.
- Po czym rozpłynął się w mroku... - Thiren opowiadał historię o Gahrettecie, najlepszym złodzieju świata. Niby, że te legendy o kradzieży najdroższych przedmiotów świata są prawdziwe, a to nie prawda. Większość na pewno jest zmyślona, podobnie z tymi przedmiotami.. Dawniej słyszałam w mieście o zniknięciu kilku rzeczy, świadkach, którzy go widzieli, no ale przecież on nie istnieje. To na pewno sobie ktoś wymyślił, no bo Gahrett nie istnieje! - I tak Gahrett ukradł najcenniejszy rubin świata. - Zakończył mój brat.
- Phi! - Mruknęłam, będąc zła na złodziejaszka i na Assumi, która się jeszcze nie pojawiła.
- Witajcie...
Do naszego grona dołączył Diego. Widać, że był zmęczony.
- Wiesz, Lester? - Thiren zagadał do nowicjusza czytającego jakieś książki. - Milten dostał areszt domowy po ostatniej kolacji.
Tamten pokiwał tylko głową w ogóle na niego nie patrząc.
- To czekamy tylko na Gorna i Assumi i możemy zacząć kolację. - Ucieszyłam się.
- Gorn już przybywa... - zaczął Diego. - I nie będzie sam...
- Ekhem!
Do kotlinki wchodził Gorn z... Miltenem pod pachą!
- NIESAMOWITY GORN nie przybywa! - krzyknął. - NiESAMOWITY GORN już tutaj jest!
Wyszczerzył do nas zęby i puścił Miltena, któy wylądował obok Migara.
- I dumny z siebie... - mruknął rozdrażniony Diego.
- No ba! - odpowiedział mu Gorn.
- To co dziś na kolację, szefie?
- Potrawka z Nowego Obozu!
- W końcu coś zdrowego!
Pokręciłam przecząco głową i poszłam do jaskini po resztki z wczorajszej kolacji. Gdy wróciłam, oni nadal się kłócili.
- Daj spokój, Diego! - Przerwał to w końcu Gorn, po czym puścił do mnie oczko. Zarumieniłam się z wdziękiem. - Zdejmij cień ze swojego czoła...
- A żebyś...
- ON NADCHODZI! - Przerwał Lester Diegowi. - Szykujcie się! Pradawny Strażnik nadchodzi! Tylko księgi mogą nas ocalić!
- Poważnie?! - spytałam Diega. - On... jeszcze nie wytrzeźwiał...?
- Taa. I to tak jak, odkąd trafił do Koloni.
- Milten! Łap!- Gorn rozdawał piwa.- Thiren...?
- Nie, nie, nie, ja dziękuję...
- No tak, nie pijesz, szkoda...
Usiadłam między Diegiem a Aldorem. Już miałam zjeść, ale uświadomiłam sobie, że nie ma Assumi.
- Gorn, widziałeś Assumi?
- No pewnie. Rozmawiała z kimś, nie wiem z kim, o jakieś krainie czy co. Powiedziała, że przyjdzie później.
- Aha...
- TY!
Spojrzałam ze zdziwieniem na Lestera, który wskazywał oskarżycielsko palcem na Aldora.
- Widziałem cię w Sekcie! Ty im powiedz! Tobie uwierzą!
- W Sekcie?! A coś ty robił na bagnach? - zdziwił się Diego.
- Pewnie to, co zwykle, nie Aldor? - Dokuczał mu Lester.
- Mhm. - mruknął. Na jego twarzy widać było uśmiech. A to jest rzadkie zjawisko.
- A wiesz, że u nas zrzucili nową? - Rzucił Cień.
- Mhm.
Zaległa cisza. Trochę się niepokoiłam o Assumi. Z kim ona rozmawiała?
- Hej! - Przerwał Thiren. - A opowiadałem wam już, jak Gahrett ukradł jadeitowy posążek Innosa?
- Nie, nie, nie, nie! Dosyć! - przerwałam wkurzona. - Wszyscy wiedzą, że Gahrett nie jest najlepszy! Co najmniej połowa tych historyjek jest zmyślona, a ten posążek nawet nie istnieje! - wybuchłam.
- Skoro już jesteśmy przy złodziejach... -zaczął Diego. - Dajcie mi znać, jak spotkacie białowłosego gościa z dziwnymi oczami i blizną na twarzy. Powiedzcie mu, że wymienię swoją zbroję na jego wisiorek...
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, po czym powiedziałam:
- Diego... Daj spokój... Byliśmy zjarani...
- Ja nie byłem! -Odezwał się Gorn. - Stałem oko w oko z Pradawnym Strażnikiem i go pokonałem. Ujeżdżałem smoki. Pokonywałem masę potworów z moim towarzyszem, królikiem-wojownikiem. Wiązałem błotne węże na bagnach za ogony. I upiłem się z Orkami w ich własnym Mieście... -zakończył.
- Mhm. - Mruknął Aldor.
- Ja tam niewiele pamiętam.  Zaczęłam opowiadać. - Jechałam z jakimś gościem na jednorożcu, podbijaliśmy jakąś krainę, czy coś. Cholera! Skądś go kojarzę, ale nie mam pojęcia skąd.
- NIE! - Krzyknął nagle Lester potrąsając Gornem. - Nie mogłeś go pokonać! NIKT nie może go pokonać!
- Aha.
- A to ja nie miałem tak źle... - uspokoił się Milten.
- A co ty robiłeś, Milten? - Zaciekawiłam się.
- Umm... -  przestraszył się. - Ja... Serafia... Znaczy! Serafisy. Zbierałem. Na łące...
- Zaraz... Czy to nowa szata? - znów spytałam.
- N-nie. Tak... Tak. - zaczął dukać. - Tamta się już... zużyła. Bo...
- Hej! - odezwał się Thiren. Milten odetchnął z ulgą. - A ja wiem, jak ten nowy ma na imię!
- JAK?
- Emm... To było coś na "G". Albo na "H"...? Nie. Na pewno na "Z". Albo chyba na końcu było "Z"...? Nie... Na końcu było "W". Heh. Chyba jednak nie pamiętam. A może mi się wcale nie przedstawiał...? No, nie przedstawiał mi się.
- Kurde, a ta jestem ciekawa. - Mruknęłam.
Później rozmawialiśmy o różnych sprawach, tych ważnych i tych mniej ważnych. Około północy usłyszeliśmy ciche głosy.
- Idź! - To był stanowczy kobiecy głos, ale nieznany mi.
- Dobra, uznają mnie za wariatkę. -Assumi!
- Mówiłaś, że ta Kolonia jest pełna wariatów, nie będziesz sama.
Chwilę później w krąg światła weszła moja przyjaciółka. Wyglądała na niepewną.
- Jesteś wreszcie! Z kim rozmawiałaś? - spytał ją Gorn.
- I co nam miałaś powiedzieć? - dodałam.
Wzięła głęboki wdech.
- Obiecujcie, że nikomu nie powiecie.
- Obiecujemy, mów - powiedział zniecierpliwiony Thiren.
- Wczoraj wieczorem znalazłam portal, który...
- Prowadzi za Barierę?! - krzyknęłam.
- I tak i nie. Prowadzi do dziwnej krainy, w której spędziłam tydzień...
- I co to za kraina?
- Pełna dziwnych zdarzeń, których nie rozumiem.
- A z kim rozmawiałaś? - upierał się przy tym Gorn.
- Z kimś, kto nam to wszytko wytłumaczy.
- Nam?
- Tak, nam, bo ja też tego nie rozumiem. Dziewczyny, chodźcie!
Rozległy się szepty i głęboki wdech. Chwilę później naszym oczom ukazały się dwie młode kobiety.
*************************
Pomysły na imię dla tej pani?  Nie mam głowy do imion -,-

poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 5

Assumi
- Gorn! - krzyknęłam
- Co? - najemnik zatrzymał się i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Nie zapomniałeś czegoś?
- Emm... Nie.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Jesteś pewien?
- Czekaj, czekaj...
Pokiwałam głową zachęcająco.
- Nie - dopowiedział.
- Naszyjnik.
- Aaaa...
- Beeee, możesz mi go oddać?
- Proszę - podał mi wisiorek. - A, jest dzisiaj kolacja?
- Nie wiem. Brennedith się zapytaj - wzruszyłam ramionami.
- A ona gdzie jest?
- Rozstałyśmy się w tamtym miejscu, gdzie walczyłyśmy z cieniostworem.
- Wziąć jakieś piwo, czy nie?
- Nie wiem, mnie nie będzie - odparłam.
- Czemu?
- Bo będę zajęta.
- A czy...
- Idę, cześć! -zakończyłam temat, bo wiedziałam, że będzie to się ciągnąć w nieskończoność.
 Wyszłam z Obozu i skierowałam się na górską ścieżkę w prawo od wejścia. Biegła ona na tereny orków, ale nie tam chciałam pójść. Po drodze była jaskinia, przed którą były zębacze, a w niej ogar, ale już to wytępiłam. Weszłam do groty po nitkę z igłą, żeby zszyć dziurę. Jeszcze dzisiaj rano wyglądałam całkiem normalnie. Ubrana byłam w niemalże czarną  zawiązywaną bluzkę z kapturem z naramiennikami i obcisłe spodnie tego samego koloru oraz skórzane buty. Teraz z prawy rękaw był rozdarty i poplamiony krwią. Krew to nic, zawsze da się jakoś zmyć. Kiedy znalazłam nici, zdjęłam z siebie bluzkę i zaszyłam dziurę.
-Hmm... trzeba będzie jednak założyć nową -mruknęłam pod nosem, widząc wynik tej operacji. To już była dziesiąta zszyta dziura, trzeba będzie trochę zaprzestać walczyć. Wyjęłam nową bluzkę z kufra, a starą położyłam na ziemi.
 Zastanawiałam się, co robić dalej. Zwykle o tej porze poszłabym do Nowego Obozu, ale dzisiaj jest ten dzień... Ten...
Z zamyślenia wyrwała mnie Ayoko, która ciągnęła mnie za nogawki.
- O co chodzi?
Zaczęła szczekać na coś nade mną. Spojrzałam w górę, ale niczego tam nie było.
- Ech... Ten zwierzęcy "instynkt" - mruknęłam i podniosłam się z ziemi.
Ayoko znów zaczęła szczekać.
- Co?!
Sunia spojrzała na mnie, po czym skoczyła do góry i nacisnęła przycisk. Ściana odsunęła się ukazując tajemne pomieszczenie. Wyjęłam miecz na wszelki wypadek, gdyby coś miało zamiar mnie zaatakować. Ruszyłam powoli w ciemność, a przynajmniej tak mi się zdawało. Zaraz, gdy weszłam zapaliły się lamy z rudy. Zupełnie jak na bagnach. Z tą różnicą, że nie było czuć smrodu i komarów.
 Pomieszczenie było duże i miało wysokie sklepienie. Pod ścianami stały regały z różnymi książkami, gdzie indziej jakieś zbroje i bronie. Jeszcze w tym niebieskim świetle tak to pięknie wyglądało... Podeszłam do jednej z półek i przejrzałam tytuły. Sztuka walki mieczem dwuręcznym... nie w moim typie... Sztuka walki zatrutymi ostrzami... ostrza, ciekawe, ale nie to... Sztuka walki mieczami jednoręcznymi, tak! To! Wzięłam do ręki i już chciałam czytać, ale wtedy spojrzałam ku wyjściu. Było ciemno. Nadeszła pora. Wreszcie mogę wyrzucić z siebie te wspomnienia...
Odłożyłam książkę i wyszłam na dwór. Księżyc świecił tak samu, jak tamtej nocy... Jak piętnaście lat temu... Znów widziałam rodziców kłócących się, tego faceta, później krzyk matki... i jej martwe oczy... Łzy popłynęły mi po policzkach. Tego właśnie potrzebowałam... Ayoko ciągnęła mnie za nogawkę. Chciała, żebym za nią poszła. I tak zrobiłam. Zaprowadziła mnie do drzwi. Czekaj, czekaj... Drzwi?! Ożywiona tym odkryciem przestałam płakać. Otworzyłam je. Za nimi było małe pomieszczenie, a na środku stał portal. Kamienny łuk, a w jego środku błękitna mgiełka. A jeżeli ten portal przeniesie mnie do Khorinis? Albo na Kontynent? Wszystko mi jedno, byle daleko od tej przeklętej bariery. Po łzach nie ma śladu.
- Idziesz? - spytałam Ayoko. - To trzymaj się blisko mnie.
Bez wahania przeszłam przez portal.
Pierwsze co usłyszałam, to krakanie kruków. Później krzyk dziewczyny i śmiechy.
- Chłopcy, zostawcie ją! Tam jest wampir, a my mamy inne uczennice i Serafie - Serafie?! - Nie warto ryzykować.
Wampir, Serafie... Otworzyłam oczy.
To nie było Khorinis.
Ani Kontynent.
Ani Wyspy Południowe.
To nie było żadne znane mi miejsce.
***
Brennedith
- Cześć chło ho ho ho ha ha ha! - Wybuchłam śmiechem, widząc Diega w różowym fartuszku.
- Nawet. Nie. Pytaj. -wycedził.
- Pytaj! - Zachęcił Lester.
- Dobra. -Uspokoiłam się trochę. - Co się stało?
- A więc... -zaczął Lester. - Jakieś dwa dni temu założyliśmy się, że ukradnę dostawę ziela. No a ziele jest! - wykrzyknął, pokazując paczkę.
- Hihihi! - zaśmiałam się. - Nasz różowy magnatszef!
- No, haha... Strasznie zabawne -mruknął Diego.
- Gdzie Assumi? - spytał Milten.
- Jest czymś zajęta - odpowiedział mu Gorn.
- Nie uważacie, że to dziwne? - rzuciłam.
- Co?
- To, że ona raz w miesiącu "jest czymś zajęta".
- Dzisiaj widziałem, jak szła tą górską ścieżką od nas - powiedział najemnik.
- Chodzi na Ziemie Orków? -zaniepokoiłam się trochę. - Po co miała by to robić?
- A któż to wie...
Wzięłam miskę i podeszłam do kucharza. Dobry humor powrócił.
- To chcesz tej baraniny? - warknął.
- Tak, poproszę.
Diego wziął ode mnie miskę i nałożył sporą porcję.
- Dziękuję.
Wróciłam do przyjaciół i usiadłam między Lesterem, a Gornem.
- A gdzie Aldor i Thiren? Myślałam, że to oni będą gotować...
- Aldor był, ale poszedł szukać Thirena - po raz drugi odpowiedział mi Gorn.
- Co? Znowu się zgubił...? - zaniepokoiłam się. - Przecież dałam mu nowiutką mapę i zaznaczyłam wszystko, co trzeba...
- Ha! To było do przewidzenia - rzekł Diego.
Mój kotek był trochę głodny, więc zrobił do kucharza słodkie oczka.
- O nie! Nic ode mnie nie dostaniesz, ty przerośnięty kocurze! -odezwał się Cień.
- Chodź Migar! - krzyknęłam. - Ja też mam jedzenie!
Migar z prędkością światła już był przy mnie.
- Taaaak. To dla ciebie, bo cię kocham, wiesz? - uśmiechnęłam się, dając mu prawie całą baraninę. - Kocham, kocham, kocham, kocham! Dobry kotek, taak, śliczny- masz jeszcze kawałek!
Poszłam później jeszcze do Diega po drugą porcję. Gdy usiadłam, zagadał mnie Lester.
- Heeej, Brennedith... Ćwiczyłaś może ostatnio magię Śniącego...? Bo kompletnie zniewoliłaś mój umysł...
Trochę zła odpowiedziałam mu:
- Nie. Byłam zajęta trenowaniem z Miltenem magii ognia. Wiesz... Magi dominacji... - puściłam do niego oczko. - Tooo... Co w końcu z tym zielem? -wytrzeszczyłam do niego zęby.
Lester niechętnie wyjął paczkę.
- A właściwie co to za mieszanka? - spytałam.
- Nie wiem. Na paczce pisze: "Nowa receptura" -powiedział właściciel.
- Czyli pozostaje wypróbować! - zawołał Gorn.
*
Obudził mnie silny ból głowy. Leżałam w jaskini, w swoim łóżku i niewiele pamiętałam. Mocne to ziele!
- Assumi, wstawaj! - krzyknęłam w stronę łóżka przyjaciółki. Ale jej tam nie było...
Przeraziłam się. Ona zawsze wracała! A było wcześnie. Nie, to nie możliwe, żeby tak wcześnie wstawała. Przypomniałam sobie słowa Gorna i postanowiłam ruszyć tą samą ścieżką, o której mi opowiadał.
*
- Co to? - mruknęłam, widząc oświetloną jaskinię po drodze. Ruszyłam w jej głąb. Po chwili zauważyłam niedomknięte drzwi. Otworzyłam je i krzyknęłam z wrażenia. Portal!
- Migar, jesteśmy uratowani! - rozczochrałam go po łebku.
Już miałam przejść, ale czegoś nie rozumiałam... Jeżeli to portal do Khorinis czy Myrtany, to czemu Assumi nie wróciła? Pewnie się świetnie bawi, a o nas zapomniała.
- Migar, nie gniewaj się... nie przechodzimy... - cieniostwór miał zrezygnowaną minę, po czym odwrócił się i odszedł. Rozumiem go. Chce zwiedzić świat. A ja chcę się stąd wydostać. Również odeszłam.

***************************
Tak, "na paczce pisze" a nie "jest napisane". W końcu to Kolonia, nie każdy zna poprawność językową :P
Zapraszam na nową stronę komiksu Magdy "Sinsitry" Maciejewskiej

poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 4

Walnęłam go w łapę z całej siły, ale została tylko mała blizna. Żadnej krwi.
- Co jest? -mruknęłam do siebie, jednocześnie unikając ciosu. Wtedy Migar ugryzł go w kark, ale nic to nie dało. Bestia odrzuciła go jednym ruchem. Biedak stracił przytomność, gdy uderzył o głaz.
- Migar! -krzyknęła Brenn.
Cieniostwór zwrócił ku niej swoje ślepia i ruszył na nią. W celu odwrócenia jego uwagi znów zadałam silny cios, który nie zadał mu nawet najmniejszych obrażeń, ale porządnie wkurzył. Uniknęłam jego pazurów, tylko jeden musnął mnie w ramię. Na szczęście nie była to wielka rana. Tym razem spróbowałam magii. Nie cierpię używać magii. Wolę miecze i łuki, ale nie magię. Walnęłam go lodowym soplem, ale lód na niego nie działał. Kątem oka zauważyłam...
- Ayoko! -krzyknęła Brennedith.
Tę chwilę dezorientacji wykorzystał cieniostwór. Ponowił swój atak. Poczułam mocny ból w prawym ramieniu. Upadłam na ziemię. Podeszła do mnie Ayoko i zerwała mój naszyjnik w kształcie serca. Moją ostatnią pamiątkę po matce. Nie miałam już siły, aby cokolwiek zrobić. W tym momencie widziałam ostatnie spojrzenie rodzicielki. Złote oczy, które wpatrywały się we mnie martwym spojrzeniem...
***
Brennedith
Wdrapałam się na drzewo i przyglądałam się całej tej sytuacji. Cieniostwór powoli unosił łapę, aby zadać ostateczny cios... Nie mogłam tak siedzieć i patrzeć na to spokojnie, ale nie mogłam zaatakować. Muszę coś zrobić!
- Hej! Tępaku! -krzyknęłam, po czym skierowałam na niego kulę ognia. Zawył z bólu, był poparzony na całym grzbiecie. Zaśmiałam się triumfalnie. Znalazłam jego słaby punkt! Nie spodziewałam się, że on podejdzie do drzewa i zacznie nim trząść. Wzięła mnie z zaskoczenia i szybko spadłam. Bestia poczuła satysfakcję, widać to było po jej oczach. Nagle się odwróciła. To Migar próbował mi pomóc.
- Skup się, skup się... -mamrotałam, tworząc naprawdę wielką kulę ognia.- Jest! Tępaku! Cholera! - chybiłam. Bestia szybko do mnie odbiegła i uniosła łapę.  Migar znowu leżał nieprzytomny, a mi wyczerpała się mana. Wiedziałam, że będzie boleć. Zamknęłam oczy...


***
Gorn No więc, panowie, po piwku! -krzyknąłem, podając wszystkim chłopakom po piwku.- Zdrowie!
- Zdrowie!
Już odkorkowałem butelkę, już miałem się napić, ale wtedy zauważyłem małą, czarną kropkę zbliżającą się w moim kierunku.
- Chłopaki, widzicie to? -odezwał się jeden z najemników.
- To ,czyli mała, czarna kropka zbliżająca się w moją stronę? -rzuciłem.
- No, to.
Ta kropka okazała się szczeniakiem orkowego psa, a w pysku trzymała...medalion Assumi!
- Skąd to masz? -mruknąłem, zabierając naszyjnik. Szczeniak zaczął skakać, szczekać i ciągnąć mnie za nogawki.
- Fajne zwierzątko! -odezwał się ten sam, który zadał wcześniej pytanie. Rozległy się śmiechy. Nie odpowiedziałem, tylko pobiegłem za tą puchatą kulką sierści. Prowadziła mnie do lasu. Chwilę później zauważyłem nieprzytomną Assumi, a z prawego ramienia obficie sączyła się krew. Usłyszałem krzyk... Brennedith! To ten cieniostwór, mocny skurczybyk. Tylko jeden z naszych myśliwych uratował się ucieczką i opisał jego wygląd. Bez zastanowienia wyjąłem topór i krzyknąłem:
- Zostaw ją!
Z całej siły uderzyłem go w grzbiet. Chwilę później trzymałem tylko trzonek.
- No bez jaj -mruknąłem.
Bestia odwróciła się w moją stronę. Bez walki się nie poddam, nawet na pięści będę walczył! Nagle cieniostwór osunął się na ziemię.
- Pamiętaj... - usłyszałem słaby głos.- Celuj w brzuch.
Obok potwora stała przerażająco blada Assumi, która wyjmowała miecz z ciała bestii. Gdy Brenn ją zauważyła, od razu do niej podbiegła.
- Wiesz, że nie lubię korzystać z magii -odpowiedziała słabo blondynka.- Nawet, gdyby miała mi uratować życie. A pod czas walki to była próba.
- Ten raz -obiecała Brenn.
- Ten raz zdarzył się już kilka razy. Ech... Niech będzie.
Chwilę później rana znikła.
- Gorn, wiszę ci topór -Assumi zwróciła się w moją stronę.
- Nie musisz, od Lee dostanę nowy -machnąłem ręką.- Ja idę, do zobaczenia...
- Gorn, czekaj! -Brennedith podeszła w moją stronę.- Dziękuję.
- Nie ma za co, ślicznotko -puściłem do niej oczko. -Zobaczymy się później.

***
Assumi
Kiedy Gorn odszedł, ucięłam martwemu zwierzęciu róg.
- Sprzeciw -odezwała się Brennedith.
- Sprzeciw. Jemu to nie potrzebne -uśmiechnęłam się lekko.- Jak to się stało, że Gorn się tu znalazł?
- Ayoko zerwała twój naszyjnik...
- Naszyjnik?! -trochę się przeraziłam.- Idę do Nowego Obozu.
***
Brennedith


Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się. Migar był trochę poobijany, ale dzięki runie (wypiłam eliksir many) szybko wrócił do formy. Ruszyłam w przeciwną stronę, do lasu.
- Co, Migar? -kotek łasił się do mnie, oczekując pieszczot. Pogłaskałam go trochę za uchem. Później zobaczył motylka i zaczął go gonić. Jaki on jest słodki!
Nagle usłyszałam szelest. Migar pobiegł dalej i nic nie słyszał. Odwróciłam się w stronę hałasu...
************************
Tak mnie korciło, żeby napisać This is SPARTA!, kiedy Gorn wyjął topór XD
Zapraszam na nową stronę nową stronę komiksu Magdaleny "Sinsitry" Maciejewskiej

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 3

- To teraz już będzie wracać -uśmiechnęła się Brenn.
- Na pewno -poczochrałam ją po łebku, po czym zwróciłam się do Diega- To jak się nazywa?
- Kto? -już otworzyłam usta w odpowiedzi.- Aaaa, on... Nie pytałem.
- Zaczynam się do tego powoli przyzwyczajać -mruknęłam i spojrzałam na małą. Była taka słodka, kiedy ganiała motylki.
- Ale ten nowy z twarzy wydaje się sympatyczny. Chyba go polubię -rzekła Brenn.
- Nie należy oceniać książki po okładce -odpowiedziałam jej. I to prawda, a ja jestem chodzącym przykładem.
-No tak...
Stanęliśmy przed główną bramą. Nowy podszedł do strażnika...
- Wielki test -uśmiechnęłam się.
- A ty dokąd się wybierasz? -zaczął strażnik.
- Do Obozu.
- Chyba nie przyszedłeś tu, żeby sprawiać kłopoty, co?
Na to pytanie każdy normalny odpowiedziałby, że chce się tylko rozejrzeć. Powtarzam, normalny.
- Jasne! Zamierzam przejąć kontrolę nad całym Obozem! -powiedział, bez zastanowienia się.
- Hej, facet jest całkiem zabawny. Nie lubię zabawnych facetów... -strażnik wyjął miecz.
- Na pewno go polubię! -zaśmiała się Brennedith.
- Ja idę, a ty... -i wtedy zdałam sobie sprawę, że Diego został sparaliżowany. Nie dziwię mu się. Kto normalny chciałby dołączyć do Obozu, w którym nie można żartować?- Nie daj go zabić -szturchnęłam go w bok i ruszyłam z za Brenn, która kierowała się w stronę lasu między Starym Obozem, a Starą Kopalnią.
- I co o nim myślisz? -spytała mnie od razu.- Ja uważam, że jest odważny, nie każdy miałby odwagę powiedzieć coś takiego.
- Odwaga często jest mylona z głupotą.
- Czyli myślisz, że on jest głupi?
- Nie mogę jeszcze stwierdzić, co o nim myślę, bo mnie za wcześnie obudziłaś -powiedziałam, ziewając.
- Nie przesadzaj...
W tym momencie weszłyśmy do lasu. W oddali zauważyłam pasące się ścierwojady, a w krzakach wilki.
- Zwierzęta już polują, a ty byś jeszcze spała... -mruknęła.- A czemu nie będzie cię na kolacji?
- Będę zajęta.
- Czym?
- Wszystkim i niczym.
- A możesz po ludzku?
- Będę zajęta.
- Czym? -nie dawała za wygraną.
- To ci nie powinno interesować -ucięłam.
- A czemu?
- Bo temu.
- Powiedz, nie wygadam -przysięgła.
- Tu nie chodzi o to, czy wygadasz, czy nie...
- To o co?
- To cię nie dotyczy.
- A czemu?
- Bo...
Przerwał mi szelest liści. Coraz bliżej było słychać trzaski złamanych gałązek. Brenn obejrzała się za siebie. W tym momencie z krzaków na przeciwko wyszedł Migar.
-Aaaaa! Tu jest mój kotek! -krzyknęła przyjaciółka. Za nią w pewnej odległości stał zakrwawiony cieniostwór.Był jednak znacznie większy od Migara i miał blizny na całym ciele. Powoli wyjęłam miecz.
- Brenn... odsuń się -powiedziałam spokojnym tonem.
***
Brennedith
Nie rozumiałam, o co chodzi Assumi. Przecież to był mój kochany kotek.
- Ale to przecież... -ucięłam, gdy zauważyłam, że obok niej stoi Migar, który miał zjeżoną sierść. Szybko podeszłam do niego, po czym zwróciłam się do Assumi:
- Nie zabij go.
- To ten cieniostwór, który od czasu do czasu zabija całą grupkę myśliwych nie tylko z Nowego Obozu, ale i ze Starego. Trzeba go zabić.
- Ale...
- Ten jeden cieniostwór. Zabiję go nawet bez twojej zgody.
Spojrzałam na nią ze strachem. Wiem, że powinnam się zgodzić, ale tych zwierząt jest coraz mniej...
- Ten jeden cieniostwór. -powtórzyła.- Żadnego więcej.
Przygryzłam wargi.
- Dobrze.
- Wiem, że nie chcesz brać udziału w walce. Przypilnuj Ayoko.
Przytaknęłam. Wzięłam małą na ręce.
Bestia przyglądała się temu cały czas. Spojrzała na Assumi i na jej miecz. Ja odsunęłam się na bok, ale Migar zdecydował się walczyć. Przyjaciółka zrobiła krok w stronę cieniostwora. Tamten zawarczał i rzucił się na nią. Błysnęła klinga miecza...

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 2

Wyszłam z małej kotlinki na ziemiach orków. Tam właśnie mieszaliśmy. Przeszłam koło strażników, którzy nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi.
- Gdzie ona jest... -mruknęłam do siebie i rozejrzałam się po polance. W oddali zauważyłam rudą postać z zieloną koszulką na ramiączkach, brązowymi spodniami 3/4 i czarnymi butami. Szła wolno, specjalnie.
- Brenn! -zawołałam.
Odwróciła się z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Co? -spytała niewinnie.
Szybko do niej podeszłam.
- Rozumiem, że codziennie mnie budzisz. Ale...
- Diego z tymi oprychami już dawno wyszli.  Niedługo powinni wracać -przerwała mi.
- Tak wcześnie?
- No, nie wiedziałaś o tym? A, i z tym ścierwojadem nie żartowałam.
- Tak, w pierwszym dniu zabije go ścierwojad... -powiedziałam dramatycznym głosem.
- Albo zabłądzi gdzieś w lesie, natrafi na wilka...- powolnym krokiem ruszyłyśmy w stronę Placu Wymian.
- To nie są wilki z Myrtany -przypomniałam.- I zawsze może być wyszkolonym wojownikiem.
- Na pewno będzie umiał trzymać miecz, nie to, co Wrzód.
Zaśmiałyśmy się.
- I jak ją nazwałaś?
Spojrzałam na szczeniaka, który dreptał koło mnie. To cud, że jeszcze nie uciekł.
- Ayoko.
- Będziesz na kolacji?
- Dziś nie. Po prostu... będę zajęta -wyszukałam odpowiednie słowa.-Idą.
Nowy był dobrze zbudowanym mężczyzną, miał wąsy i małą bródkę, niebieskie oczy i ciemno-blond włosy zebrane z tyłu w niewielki kucyk. Obok niego szedł Diego.
- Czółko! -krzyknęła Brennedith.
- Ayoko, chodź -zawołałam sunię i wzięłam ją na ręce.
- Wieczorem będzie baranina z pomidorami.Wpadniesz? -spytała Diega.
- Czyżby znowu nam coś z transportu "wypadło"?
- Nie wiem, podobno jakaś kraksa z cieniostworem -wzruszyła ramionami.- Hej! To ciebie dzisiaj wrzucili!
Ayoko wierciła się coraz bardziej i trudno mi było ją utrzymać. W końcu ją puściłam. Pobiegła w las.
- Oj, szkoda -przyjaciółka poklepała mnie po ramieniu.
- Jak kocha, to wróci -odparłam.
- Co to było? -spytał Diego.
- Zwierzątko, które zafundowała mi Brenn -uśmiechnęłam się lekko.- Jestem Assumi -przywitałam się z nowym, ale on...miał ważniejsze sprawy na głowie. Miałam ochotę strzelić mu w pysk, ale się powstrzymałam.
- Miło mi! Jestem Brennedith! -uśmiechnęła się do nowego i podała mu rękę.
On nadal podziwiał jej biust.
- Halo! -pomachała mu ręką przed nosem. Diego tarzał się ze śmiechu.- No tak... Rozumiem... Kolejny "Bezimienny" -zrobiła cudzysłów manualny.
- Hehe... Na ciebie chyba już czas -Diego już otrząsnął się ze śmiechu i mocno walnął skazańca w plecy.- No! To do Starego Obozu!
- A tak! -otrząsnął się i ruszył przed siebie.
- W sumie... to szkoda  Ayoko -odezwała się Brenn.
- Tak trochę -przyznałam. Nagle poczułam, jak coś ociera się o moje nogi.- A ona kocha, i wróciła.

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 1

Wstęp
To połączenie gry Gothic i Sacred. Do napisana bloga zmotywował mnie komiks Magdy Sinsitry Maciejewskiej Gothic: Zapomniana Legenda. Będę od czasu do czasu wam o tym przypominać. Postacie Brennedith, Aldor, Thiren oraz cieniostwór Migar są jej. Życzę miłego czytania.

Rozdział 1
Obudziło mnie lizanie po nosie. Czyżby znowu ten przeklęty cieniostwór?! Co dzień mnie budzi, nie wiadomo, po co.
- Migar, daj mi spokój -mruknęłam i przekręciłam się na drugi bok. Wtedy coś małego zaczęło na mnie włazić.
- Pobudka! -krzyknęła Brennedith, po czym zaśmiała się, widząc moją minę i małego szczeniaka orkowego psa.
- Co on tu robi? -spytałam spokojnie.
- Błąkał się malec, pomyślałam, że mógłby być twoim zwierzątkiem -odpowiedziała z miną niewiniątka.- Ej! Nie patrz tak na mnie.
- Nie przyszło ci do głowy, żeby powiedzieć mi o nim później, jak wstanę? A nie, jak jeszcze śpię!
- Ale patrz, jaka słodka.
Westchnęłam.
- Po raz ostatni jestem dla ciebie miła...
- Dla mnie?-przerwała mi.
- A Migar?
- Oj ta, nie przesadzaj. Dzisiaj nowego zrzucają -zmieniła temat.- Ja idę, nie wiem, jak ty.
- To idź, tylko nie wiem po co. Przecież i tak nie raz go spotkasz.
- A może go ścierwojad zabije?
- Idź, powitaj go...
- Już, już -skierowała się w stronę wyjścia.- A jak ją nazwiesz? Nic nie mówiłam... -i wyszła widząc moją minę.
Spojrzałam na szczeniaka. Miał znacznie ciemniejszą sierść, niż dorosło osobniki. Najbardziej zauważalne były wielkie oczy, lewe brązowe, prawe niebieskie.
- Ayoko -stwierdziłam od razu. Sunia szczeknęła wesoło.-Chodź, idziemy na spacer.
Mina zrzedła mi, kiedy wyszłam. Dopiero, co słońce wstało.
- Brenn, nie żyjesz-mruknęłam cicho i ruszyłam w stronę Starego Obozu.