poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 5

Assumi
- Gorn! - krzyknęłam
- Co? - najemnik zatrzymał się i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Nie zapomniałeś czegoś?
- Emm... Nie.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Jesteś pewien?
- Czekaj, czekaj...
Pokiwałam głową zachęcająco.
- Nie - dopowiedział.
- Naszyjnik.
- Aaaa...
- Beeee, możesz mi go oddać?
- Proszę - podał mi wisiorek. - A, jest dzisiaj kolacja?
- Nie wiem. Brennedith się zapytaj - wzruszyłam ramionami.
- A ona gdzie jest?
- Rozstałyśmy się w tamtym miejscu, gdzie walczyłyśmy z cieniostworem.
- Wziąć jakieś piwo, czy nie?
- Nie wiem, mnie nie będzie - odparłam.
- Czemu?
- Bo będę zajęta.
- A czy...
- Idę, cześć! -zakończyłam temat, bo wiedziałam, że będzie to się ciągnąć w nieskończoność.
 Wyszłam z Obozu i skierowałam się na górską ścieżkę w prawo od wejścia. Biegła ona na tereny orków, ale nie tam chciałam pójść. Po drodze była jaskinia, przed którą były zębacze, a w niej ogar, ale już to wytępiłam. Weszłam do groty po nitkę z igłą, żeby zszyć dziurę. Jeszcze dzisiaj rano wyglądałam całkiem normalnie. Ubrana byłam w niemalże czarną  zawiązywaną bluzkę z kapturem z naramiennikami i obcisłe spodnie tego samego koloru oraz skórzane buty. Teraz z prawy rękaw był rozdarty i poplamiony krwią. Krew to nic, zawsze da się jakoś zmyć. Kiedy znalazłam nici, zdjęłam z siebie bluzkę i zaszyłam dziurę.
-Hmm... trzeba będzie jednak założyć nową -mruknęłam pod nosem, widząc wynik tej operacji. To już była dziesiąta zszyta dziura, trzeba będzie trochę zaprzestać walczyć. Wyjęłam nową bluzkę z kufra, a starą położyłam na ziemi.
 Zastanawiałam się, co robić dalej. Zwykle o tej porze poszłabym do Nowego Obozu, ale dzisiaj jest ten dzień... Ten...
Z zamyślenia wyrwała mnie Ayoko, która ciągnęła mnie za nogawki.
- O co chodzi?
Zaczęła szczekać na coś nade mną. Spojrzałam w górę, ale niczego tam nie było.
- Ech... Ten zwierzęcy "instynkt" - mruknęłam i podniosłam się z ziemi.
Ayoko znów zaczęła szczekać.
- Co?!
Sunia spojrzała na mnie, po czym skoczyła do góry i nacisnęła przycisk. Ściana odsunęła się ukazując tajemne pomieszczenie. Wyjęłam miecz na wszelki wypadek, gdyby coś miało zamiar mnie zaatakować. Ruszyłam powoli w ciemność, a przynajmniej tak mi się zdawało. Zaraz, gdy weszłam zapaliły się lamy z rudy. Zupełnie jak na bagnach. Z tą różnicą, że nie było czuć smrodu i komarów.
 Pomieszczenie było duże i miało wysokie sklepienie. Pod ścianami stały regały z różnymi książkami, gdzie indziej jakieś zbroje i bronie. Jeszcze w tym niebieskim świetle tak to pięknie wyglądało... Podeszłam do jednej z półek i przejrzałam tytuły. Sztuka walki mieczem dwuręcznym... nie w moim typie... Sztuka walki zatrutymi ostrzami... ostrza, ciekawe, ale nie to... Sztuka walki mieczami jednoręcznymi, tak! To! Wzięłam do ręki i już chciałam czytać, ale wtedy spojrzałam ku wyjściu. Było ciemno. Nadeszła pora. Wreszcie mogę wyrzucić z siebie te wspomnienia...
Odłożyłam książkę i wyszłam na dwór. Księżyc świecił tak samu, jak tamtej nocy... Jak piętnaście lat temu... Znów widziałam rodziców kłócących się, tego faceta, później krzyk matki... i jej martwe oczy... Łzy popłynęły mi po policzkach. Tego właśnie potrzebowałam... Ayoko ciągnęła mnie za nogawkę. Chciała, żebym za nią poszła. I tak zrobiłam. Zaprowadziła mnie do drzwi. Czekaj, czekaj... Drzwi?! Ożywiona tym odkryciem przestałam płakać. Otworzyłam je. Za nimi było małe pomieszczenie, a na środku stał portal. Kamienny łuk, a w jego środku błękitna mgiełka. A jeżeli ten portal przeniesie mnie do Khorinis? Albo na Kontynent? Wszystko mi jedno, byle daleko od tej przeklętej bariery. Po łzach nie ma śladu.
- Idziesz? - spytałam Ayoko. - To trzymaj się blisko mnie.
Bez wahania przeszłam przez portal.
Pierwsze co usłyszałam, to krakanie kruków. Później krzyk dziewczyny i śmiechy.
- Chłopcy, zostawcie ją! Tam jest wampir, a my mamy inne uczennice i Serafie - Serafie?! - Nie warto ryzykować.
Wampir, Serafie... Otworzyłam oczy.
To nie było Khorinis.
Ani Kontynent.
Ani Wyspy Południowe.
To nie było żadne znane mi miejsce.
***
Brennedith
- Cześć chło ho ho ho ha ha ha! - Wybuchłam śmiechem, widząc Diega w różowym fartuszku.
- Nawet. Nie. Pytaj. -wycedził.
- Pytaj! - Zachęcił Lester.
- Dobra. -Uspokoiłam się trochę. - Co się stało?
- A więc... -zaczął Lester. - Jakieś dwa dni temu założyliśmy się, że ukradnę dostawę ziela. No a ziele jest! - wykrzyknął, pokazując paczkę.
- Hihihi! - zaśmiałam się. - Nasz różowy magnatszef!
- No, haha... Strasznie zabawne -mruknął Diego.
- Gdzie Assumi? - spytał Milten.
- Jest czymś zajęta - odpowiedział mu Gorn.
- Nie uważacie, że to dziwne? - rzuciłam.
- Co?
- To, że ona raz w miesiącu "jest czymś zajęta".
- Dzisiaj widziałem, jak szła tą górską ścieżką od nas - powiedział najemnik.
- Chodzi na Ziemie Orków? -zaniepokoiłam się trochę. - Po co miała by to robić?
- A któż to wie...
Wzięłam miskę i podeszłam do kucharza. Dobry humor powrócił.
- To chcesz tej baraniny? - warknął.
- Tak, poproszę.
Diego wziął ode mnie miskę i nałożył sporą porcję.
- Dziękuję.
Wróciłam do przyjaciół i usiadłam między Lesterem, a Gornem.
- A gdzie Aldor i Thiren? Myślałam, że to oni będą gotować...
- Aldor był, ale poszedł szukać Thirena - po raz drugi odpowiedział mi Gorn.
- Co? Znowu się zgubił...? - zaniepokoiłam się. - Przecież dałam mu nowiutką mapę i zaznaczyłam wszystko, co trzeba...
- Ha! To było do przewidzenia - rzekł Diego.
Mój kotek był trochę głodny, więc zrobił do kucharza słodkie oczka.
- O nie! Nic ode mnie nie dostaniesz, ty przerośnięty kocurze! -odezwał się Cień.
- Chodź Migar! - krzyknęłam. - Ja też mam jedzenie!
Migar z prędkością światła już był przy mnie.
- Taaaak. To dla ciebie, bo cię kocham, wiesz? - uśmiechnęłam się, dając mu prawie całą baraninę. - Kocham, kocham, kocham, kocham! Dobry kotek, taak, śliczny- masz jeszcze kawałek!
Poszłam później jeszcze do Diega po drugą porcję. Gdy usiadłam, zagadał mnie Lester.
- Heeej, Brennedith... Ćwiczyłaś może ostatnio magię Śniącego...? Bo kompletnie zniewoliłaś mój umysł...
Trochę zła odpowiedziałam mu:
- Nie. Byłam zajęta trenowaniem z Miltenem magii ognia. Wiesz... Magi dominacji... - puściłam do niego oczko. - Tooo... Co w końcu z tym zielem? -wytrzeszczyłam do niego zęby.
Lester niechętnie wyjął paczkę.
- A właściwie co to za mieszanka? - spytałam.
- Nie wiem. Na paczce pisze: "Nowa receptura" -powiedział właściciel.
- Czyli pozostaje wypróbować! - zawołał Gorn.
*
Obudził mnie silny ból głowy. Leżałam w jaskini, w swoim łóżku i niewiele pamiętałam. Mocne to ziele!
- Assumi, wstawaj! - krzyknęłam w stronę łóżka przyjaciółki. Ale jej tam nie było...
Przeraziłam się. Ona zawsze wracała! A było wcześnie. Nie, to nie możliwe, żeby tak wcześnie wstawała. Przypomniałam sobie słowa Gorna i postanowiłam ruszyć tą samą ścieżką, o której mi opowiadał.
*
- Co to? - mruknęłam, widząc oświetloną jaskinię po drodze. Ruszyłam w jej głąb. Po chwili zauważyłam niedomknięte drzwi. Otworzyłam je i krzyknęłam z wrażenia. Portal!
- Migar, jesteśmy uratowani! - rozczochrałam go po łebku.
Już miałam przejść, ale czegoś nie rozumiałam... Jeżeli to portal do Khorinis czy Myrtany, to czemu Assumi nie wróciła? Pewnie się świetnie bawi, a o nas zapomniała.
- Migar, nie gniewaj się... nie przechodzimy... - cieniostwór miał zrezygnowaną minę, po czym odwrócił się i odszedł. Rozumiem go. Chce zwiedzić świat. A ja chcę się stąd wydostać. Również odeszłam.

***************************
Tak, "na paczce pisze" a nie "jest napisane". W końcu to Kolonia, nie każdy zna poprawność językową :P
Zapraszam na nową stronę komiksu Magdy "Sinsitry" Maciejewskiej

2 komentarze:

  1. Rozdział cudny jak zawsze zresztą. Wiesz lubię jak piszesz z punktu widzenia Brennedith. Nie wiem czemu, ale tak jest. Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D
      Przez pierwszych kilka rozdziałów Brenn będzie mieć do powiedzenia najwięcej. I jeszcze a Ancarii, ale do tego jeszcze daleko...

      Usuń